Wpisy archiwalne w kategorii
z Januszem:*
Dystans całkowity: | 4774.44 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 303:07 |
Średnia prędkość: | 14.82 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.50 km/h |
Suma podjazdów: | 511 m |
Suma kalorii: | 40198 kcal |
Liczba aktywności: | 187 |
Średnio na aktywność: | 25.53 km i 1h 45m |
Więcej statystyk |
Czechy: Ostravice -> Gliwice
Niedziela, 28 sierpnia 2011 | dodano:28.08.2011 Kategoria with friend(s), z Januszem:*
- DST: 126.33km
- Czas: 05:29
- VAVG 23.04km/h
- VMAX 62.50km/h
- Temp.: 20.0°C
- Sprzęt: Trixxi
- Aktywność: Jazda na rowerze
(: Wczoraj było tyle!
A niedziela...hmm,
oporne wstawanie spod panterowej pościeli,
szybki prysznic, pyszne śniadanie...
pożegnaliśmy Kubusha wraz Anią,
wracających już nie-rowerowo, gdyż kolana mówiły dość,
pożegnalny spacer po okolicy by nacieszyć oczy pięknem gór...
a po ogarnięciu rowerów i samych siebie,
gdy wybiła 10:30,
żegnaliśmy dopiero co odwiedzone Ostravice.
Po pamiątkowych słit fociach ekipy wyprawy
nastąpił oczekiwany super zjazd :D
odwiedziny pobliskiej tamy
zbiornika wodnego Šance i powrót do dom!
Ostro w dół, szybko i w miarę sprawnie aż do granicy,
a tam żegnamy kolejne persony: Gary wraz Anią pojechali pociągiem, felerne te kolana - nie dają dojechać do dom. Aż martwiło mnie jak to będzie się działo ze mną, zwłaszcza na odcinku Wodzisław-Rybnik.
I...Daliśmy radę - musieliśmy, momentami było ciężko. Gdy u mnie optymizm i pozytyw dotarcia do Gliwic spadł do minimum, trzeba było uzupełnić dobre nastroje 'Makflerem', Serafinową czekoladą i Jankowym izotonikiem. I podziałało (: i...bardzo dziekuję za tą pełną przygód, atrakcji, pozytywnych rozmów o wszystkim i o niczym wyprawę. Oraz za cierpliwość chłopaki,merci :*
Relacje i zdjęcia :
->http://dexterblogzabrze.blogspot.com/2011/08/czechy-krasna-zeme.html
->http://roweroholik.blogspot.com/2011/08/27309-ostravice-je-to.html
->http://zzabrza.blogspot.com/2011/08/bez-granic.html
->Picassa-Czechy
Wsjo :P
A niedziela...hmm,
oporne wstawanie spod panterowej pościeli,
szybki prysznic, pyszne śniadanie...
pożegnaliśmy Kubusha wraz Anią,
wracających już nie-rowerowo, gdyż kolana mówiły dość,
pożegnalny spacer po okolicy by nacieszyć oczy pięknem gór...
a po ogarnięciu rowerów i samych siebie,
gdy wybiła 10:30,
żegnaliśmy dopiero co odwiedzone Ostravice.
Po pamiątkowych słit fociach ekipy wyprawy
nastąpił oczekiwany super zjazd :D
odwiedziny pobliskiej tamy
zbiornika wodnego Šance i powrót do dom!
Ostro w dół, szybko i w miarę sprawnie aż do granicy,
a tam żegnamy kolejne persony: Gary wraz Anią pojechali pociągiem, felerne te kolana - nie dają dojechać do dom. Aż martwiło mnie jak to będzie się działo ze mną, zwłaszcza na odcinku Wodzisław-Rybnik.
I...Daliśmy radę - musieliśmy, momentami było ciężko. Gdy u mnie optymizm i pozytyw dotarcia do Gliwic spadł do minimum, trzeba było uzupełnić dobre nastroje 'Makflerem', Serafinową czekoladą i Jankowym izotonikiem. I podziałało (: i...bardzo dziekuję za tą pełną przygód, atrakcji, pozytywnych rozmów o wszystkim i o niczym wyprawę. Oraz za cierpliwość chłopaki,merci :*
Relacje i zdjęcia :
->http://dexterblogzabrze.blogspot.com/2011/08/czechy-krasna-zeme.html
->http://roweroholik.blogspot.com/2011/08/27309-ostravice-je-to.html
->http://zzabrza.blogspot.com/2011/08/bez-granic.html
->Picassa-Czechy
Wsjo :P
Gliwice -> Czechy: Ostravice
Sobota, 27 sierpnia 2011 | dodano:28.08.2011 Kategoria with friend(s), z Januszem:*
- DST: 119.56km
- Czas: 06:17
- VAVG 19.03km/h
- VMAX 57.20km/h
- Temp.: 35.0°C
- Sprzęt: Trixxi
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka z kurami, na ulicach Gliwic pustawo,
więc w te pędy pod miejsce zbiórki rowerowych zapaleńców,
poszukiwaczy przygód na dwóch kółkach, czyli
w alfabetycznym szyku: Ania, Daniel, Daro, Gary, Gusiek, Janek, Koniu, Kubush, Mysza, Piernik i Serafin:)
Tym razem kierunek daleki, bo Ostravice w Czechach
a przeprawa wyglądała następująco : o tak!
A na trasie...jazda w okropnym skwarze,
który to był coraz to bardziej nieznośny
gdy byliśmy coraz to bliżej celu...
Lecz myśl o chłodnej wodzie w stawie
łagodziła wszelakie niedogodności jazdy w kierunku Ostravic.
Dalej nie wiem jak, ale pokonałam wszystkie podjazdy,
włącznie ze stromizną do urokliwego miejsca docelowego (:
Po przyjeździe szybki podział miejsc, odstawienie naszych pojazdów
by cieszyć się jak dzieci w pobliskim stawie,
konsumatum kolacji, ping-pong i późną porą upragnione ognisko.
Gdzieś w oddali trwała impreza, bądź na naszą cześć
w górę wystrzeliły sztuczne ognie. Manifique...
Wieczrową porą jeszcze pogaduszki pod poduszki z chłopakami,
lecz przez burzę i błyski Gusiek miał sen płytki:P
dlatego też padła jakoś po 1:00 dopiero.
A trzeba się wyspać przed kolejnymi rowerowymi zmaganiami!
więc w te pędy pod miejsce zbiórki rowerowych zapaleńców,
poszukiwaczy przygód na dwóch kółkach, czyli
w alfabetycznym szyku: Ania, Daniel, Daro, Gary, Gusiek, Janek, Koniu, Kubush, Mysza, Piernik i Serafin:)
Tym razem kierunek daleki, bo Ostravice w Czechach
a przeprawa wyglądała następująco : o tak!
A na trasie...jazda w okropnym skwarze,
który to był coraz to bardziej nieznośny
gdy byliśmy coraz to bliżej celu...
Lecz myśl o chłodnej wodzie w stawie
łagodziła wszelakie niedogodności jazdy w kierunku Ostravic.
Dalej nie wiem jak, ale pokonałam wszystkie podjazdy,
włącznie ze stromizną do urokliwego miejsca docelowego (:
Po przyjeździe szybki podział miejsc, odstawienie naszych pojazdów
by cieszyć się jak dzieci w pobliskim stawie,
konsumatum kolacji, ping-pong i późną porą upragnione ognisko.
Gdzieś w oddali trwała impreza, bądź na naszą cześć
w górę wystrzeliły sztuczne ognie. Manifique...
Wieczrową porą jeszcze pogaduszki pod poduszki z chłopakami,
lecz przez burzę i błyski Gusiek miał sen płytki:P
dlatego też padła jakoś po 1:00 dopiero.
A trzeba się wyspać przed kolejnymi rowerowymi zmaganiami!
mexico
Czwartek, 25 sierpnia 2011 | dodano:26.08.2011 Kategoria m, z Januszem:*
- DST: 6.90km
- Czas: 00:24
- VAVG 17.25km/h
- Sprzęt: Trixxi
- Aktywność: Jazda na rowerze
W mexico o dziwo szybko zleciał czas
zwłaszcza popołudnie, bo do ogarnięcia
2półki szkła
czyli w sumie 189szklanek.
A jutro pewno czyszczenie kufli!
Powrót do dom z Jankiem i przygodami
bo akurat największy deszcz nas złapał, terrible.
Wyczekując suchego terenu,
zasiedzieliśmy się pod jakimś daszkiem
na Wybrzeża Armii Krajowej.
Pozytyw tego deszczu - przygody,
dobry humor i fajnie mokre loczki(:
zwłaszcza popołudnie, bo do ogarnięcia
2półki szkła
czyli w sumie 189szklanek.
A jutro pewno czyszczenie kufli!
Powrót do dom z Jankiem i przygodami
bo akurat największy deszcz nas złapał, terrible.
Wyczekując suchego terenu,
zasiedzieliśmy się pod jakimś daszkiem
na Wybrzeża Armii Krajowej.
Pozytyw tego deszczu - przygody,
dobry humor i fajnie mokre loczki(:
trening swoich możliwości przed weekendem
Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | dodano:22.08.2011 Kategoria byle do celu(:, tout seul, with friend(s), z Januszem:*, z Paulitem (:
- DST: 52.77km
- Czas: 02:32
- VAVG 20.83km/h
- Sprzęt: Trixxi
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na początku popołudnie z bratem
czyli wyprawa nad Czechowicką wodę:D
Potem miał być nieco dłuższy trening,
bo aż nosiło, korciło i inne podobieństwa;p
lecz na 3maja jest urokliwy pomnik
który nietypowo okrążyłam.
Dodatkowo zjawiskowe fontanny
korciły by zrobić sobie mały postój
jednakże z małego zrobił się nieco dłuższy
oraz z doborowym towarzystwem(: jak się okazało
jaki ten świat mały...
Podprowadziłam przed 23:00 Panów na plac Teatralny
i piorunem prawie głównymi drogami do domu...
Home sweet home(:
czyli wyprawa nad Czechowicką wodę:D
Potem miał być nieco dłuższy trening,
bo aż nosiło, korciło i inne podobieństwa;p
lecz na 3maja jest urokliwy pomnik
który nietypowo okrążyłam.
Dodatkowo zjawiskowe fontanny
korciły by zrobić sobie mały postój
jednakże z małego zrobił się nieco dłuższy
oraz z doborowym towarzystwem(: jak się okazało
jaki ten świat mały...
Podprowadziłam przed 23:00 Panów na plac Teatralny
i piorunem prawie głównymi drogami do domu...
Home sweet home(:
mexico i Radiostacja
Niedziela, 21 sierpnia 2011 | dodano:20.08.2011 Kategoria m, z Januszem:*
- DST: 8.40km
- Sprzęt: Rocky
- Aktywność: Jazda na rowerze
Mexico dziś było iście leniwe,wrr!
Jak zwykle muzyka
/a raczej karaoke, gdyż nuciło się tu i tam/
pomagała w dobrnięciu do końca...
Na odpoczynek i uprzyjemnienie wieczoru Radiostacja
lecz tym razem nie sama(:
bo z ulubieńcem pomarańczowego Frugo!
Nie ma to jak /prawie/ gwieździste niebo,
Radiostacja tylko nasza - żadnej, ale to Żadnej żywej osoby nie było w ten czas...i dobrze:P Co będą nam rozpraszać uroki Gliwickiej Eiffla:D
Jak Kopciuszek uciekam do domu, gdy wybija na Jankowej Nokii północ, bo pewno moi się martwią. Wchodzę a tu maraton kabaretów(: prawie pyszny obiadek gubiłam ze śmiechu. By się zmęczyć pokonałam płynem Fairy stertę naczyń, ot co, następnie zmęczyć oczy na Dellu i ...dobranoc(:
Jak zwykle muzyka
/a raczej karaoke, gdyż nuciło się tu i tam/
pomagała w dobrnięciu do końca...
Na odpoczynek i uprzyjemnienie wieczoru Radiostacja
lecz tym razem nie sama(:
bo z ulubieńcem pomarańczowego Frugo!
Nie ma to jak /prawie/ gwieździste niebo,
Radiostacja tylko nasza - żadnej, ale to Żadnej żywej osoby nie było w ten czas...i dobrze:P Co będą nam rozpraszać uroki Gliwickiej Eiffla:D
Jak Kopciuszek uciekam do domu, gdy wybija na Jankowej Nokii północ, bo pewno moi się martwią. Wchodzę a tu maraton kabaretów(: prawie pyszny obiadek gubiłam ze śmiechu. By się zmęczyć pokonałam płynem Fairy stertę naczyń, ot co, następnie zmęczyć oczy na Dellu i ...dobranoc(:
Czołówka, OBI i ognisko(:
Wtorek, 16 sierpnia 2011 | dodano:16.08.2011 Kategoria byle do celu(:, with friend(s), z Januszem:*
- DST: 35.77km
- Czas: 01:29
- VAVG 24.11km/h
- Sprzęt: Trixxi
- Aktywność: Jazda na rowerze
Miałam omijać dziś rower szerokim łukiem, ale po łyknięciu kilku apapów pomknęłam pod Chatkę Puchatka po mą czołówkę z rąk Scobla. Po telefonie z domu, trza było pomknąć po kołki rozporowe do OBI - i tu wielkie dzięki za cierpliwość dla Janka ochroniarza:P Gdy dojechał Serafin i puściłam plotę o rozpoczynającym się ognisku pognaliśmy kierunek Szobiszowice /chłopcy Lidl, ja do dom z kołkami/, przez centrum aż na ognicho. A jak było?! -> pyszne i skaczące kiełbaski, radośnie podchmielone koleżanki robiły darmowy kabaret, plaga wrednych komarzyc atakujących nasze piękne ciałka i inne atrakcje!
Powrót dość szybki do domu, bo w moich czterech kątach czekało sporo roboty.
Ale, już kręgosłup czuje się lepiej, jupijajej! :D
PS. Ładne storczyki wypatrzyłam - akurat dla mamy by było, tylko...z jakiej okazji... :P
Powrót dość szybki do domu, bo w moich czterech kątach czekało sporo roboty.
Ale, już kręgosłup czuje się lepiej, jupijajej! :D
PS. Ładne storczyki wypatrzyłam - akurat dla mamy by było, tylko...z jakiej okazji... :P
XIII (urodzinowa) Zabrzańska Masa Krytyczna
Piątek, 12 sierpnia 2011 | dodano:12.08.2011 Kategoria Masa, with friend(s), z Paulitem (:, z Januszem:*
- DST: 41.30km
- Czas: 03:01
- VAVG 13.69km/h
- Sprzęt: Trixxi
- Aktywność: Jazda na rowerze
Słodka niespodzianka szykowana przed wyjazdem na Zabrzańską Masę wygląda tak:
a czy pyszna to spróbowali ci, którzy odgadli zagadkę Clowna Paulita (bądź za starania w zgadywaniu).
Po wiadomości, iż urodzinowa masa ma być na wesoło, to...wpadliśmy z bracholem na pomysł by rzeczywiście cel Mas Krytycznych : 'Zwrócenie uwagi ogółu społeczeństwa na zwykle ignorowanych rowerzystów', w wesoły sposób zrealizować - I dobrze!
A że wesoły(: dało się poznać po minach i komentarzach ludzi już na Lipowej, Chorzowskiej i Wolności, hah! W fajnym tempie zajechaliśmy do celu zbiórki wszystkich rowerzystów - na Placu Wolności.
Startujemy punktualnie o 18:00, w wesołym gronie i przy pięknej pogodzie przejazd masy, natomiast meta wypadła na terenie Zabytkowej Kopalni Węgla Kamiennego Guido. A tam uczestnicy otrzymali od władz miasta specjalne mapy z trasami i ścieżkami rowerowymi Zabrza /szał ciał/, posiłek ciepły /grochówka/ i kawę, bądź herbatę - ja wielki kawosz, wybrałam kawę;p z mlekiem.
Zbliżała się 20:00, a chciałam na spokojnie i bardzo okrężnie wrócić z bracholem do dom, także wyruszyliśmy na park,skwerek czy jakoś inaczej zwane miejsce zieleni koło Aleji Wojciecha Korfantego, następnie osiedle Kopernika i ul.Jana Heweliusza, trochę Mikul by wrócić Leśną i ostatnio lubianą 'błotną autostradą'. Z początku Paulito strach w oczach mówiący 'Are you kidding me?' lecz po przejeździe pytając 'Jak było' odpowiedz padła pozytywna więc w dobrych humorach Tarnogórską w stronę Gliwic pedałujemy, chwilę oddechu i miłej rozmowy pod Radiostacją
/robię się nudna z ta Radiostacją, ale cóż ja na to poradzę, uwielbiam to miejsce/
i kierunek Home.
I zapamiętajcie:
"My nie blokujemy ruchu, my jesteśmy ruchem"!
Dobranoc(:
a czy pyszna to spróbowali ci, którzy odgadli zagadkę Clowna Paulita (bądź za starania w zgadywaniu).
Po wiadomości, iż urodzinowa masa ma być na wesoło, to...wpadliśmy z bracholem na pomysł by rzeczywiście cel Mas Krytycznych : 'Zwrócenie uwagi ogółu społeczeństwa na zwykle ignorowanych rowerzystów', w wesoły sposób zrealizować - I dobrze!
A że wesoły(: dało się poznać po minach i komentarzach ludzi już na Lipowej, Chorzowskiej i Wolności, hah! W fajnym tempie zajechaliśmy do celu zbiórki wszystkich rowerzystów - na Placu Wolności.
Startujemy punktualnie o 18:00, w wesołym gronie i przy pięknej pogodzie przejazd masy, natomiast meta wypadła na terenie Zabytkowej Kopalni Węgla Kamiennego Guido. A tam uczestnicy otrzymali od władz miasta specjalne mapy z trasami i ścieżkami rowerowymi Zabrza /szał ciał/, posiłek ciepły /grochówka/ i kawę, bądź herbatę - ja wielki kawosz, wybrałam kawę;p z mlekiem.
Zbliżała się 20:00, a chciałam na spokojnie i bardzo okrężnie wrócić z bracholem do dom, także wyruszyliśmy na park,skwerek czy jakoś inaczej zwane miejsce zieleni koło Aleji Wojciecha Korfantego, następnie osiedle Kopernika i ul.Jana Heweliusza, trochę Mikul by wrócić Leśną i ostatnio lubianą 'błotną autostradą'. Z początku Paulito strach w oczach mówiący 'Are you kidding me?' lecz po przejeździe pytając 'Jak było' odpowiedz padła pozytywna więc w dobrych humorach Tarnogórską w stronę Gliwic pedałujemy, chwilę oddechu i miłej rozmowy pod Radiostacją
/robię się nudna z ta Radiostacją, ale cóż ja na to poradzę, uwielbiam to miejsce/
i kierunek Home.
I zapamiętajcie:
"My nie blokujemy ruchu, my jesteśmy ruchem"!
Dobranoc(:
kierunek Toszek (:
Wtorek, 9 sierpnia 2011 | dodano:10.08.2011 Kategoria garażowo, relax, with friend(s), z Paulitem (:, z Januszem:*
- DST: 93.27km
- Czas: 05:10
- VAVG 18.05km/h
- Sprzęt: Trixxi
- Aktywność: Jazda na rowerze
Od kwietniowych nawiedzin tamtejszego zamku minęło sporo czasu,więc planowany dzień czy dwa dni wstecz wypad udało się zrealizować(:
Kierunek Toszek ze Skudym i Pawełkiem /bo Piernikowe kolano odmówiło posłuszeństwa/. Pogoda płatała figle-czasem słońce, czasem deszcz-lecz jednak więcej tej pogodnej pogody było,fiuu.
Pawełek prawie bezproblemowo dojechał do celu, powrót już sprawiał trudności lecz gdy zobaczył drzwi domu i usłyszał że prawie 60km zrobiliśmy, to zaraz poleciał się chwalić familii, cfaniaczek.
My natomiast popędziliśmy na Sikornikowy kościół do znajomej po rzeczy. Następnie kierunek Mikule, gdyż na koniec dnia czekała misja 'Piernikowy tandem wyżarty ze skóry' w składzie osobowym: włodarze Gliwic i panowie Mikul /lecz Serafin po chwili znikł/. Robota szła bardzo dobrze bo równie dobra atmosfera była tegoż wieczoru(:
Lecz wszystko co piękne kiedyś musi się skończyć, a garażowanie zakończyło się bo robiło się coraz zimniej, przez co nieco zmarłam,wrr...
Pożegnaliśmy Panów i pognaliśmy piorunem przez błotną autostradę Żerniki, garaż Skuda i do dom.
Tak oto, dodając poranne pedałowanie, wyszło na dzień 9sierpnia 107km wyjeżdżone(:
Ps.Mam w końcu kask->czarny!
Ph:
Kierunek Toszek ze Skudym i Pawełkiem /bo Piernikowe kolano odmówiło posłuszeństwa/. Pogoda płatała figle-czasem słońce, czasem deszcz-lecz jednak więcej tej pogodnej pogody było,fiuu.
Pawełek prawie bezproblemowo dojechał do celu, powrót już sprawiał trudności lecz gdy zobaczył drzwi domu i usłyszał że prawie 60km zrobiliśmy, to zaraz poleciał się chwalić familii, cfaniaczek.
My natomiast popędziliśmy na Sikornikowy kościół do znajomej po rzeczy. Następnie kierunek Mikule, gdyż na koniec dnia czekała misja 'Piernikowy tandem wyżarty ze skóry' w składzie osobowym: włodarze Gliwic i panowie Mikul /lecz Serafin po chwili znikł/. Robota szła bardzo dobrze bo równie dobra atmosfera była tegoż wieczoru(:
Lecz wszystko co piękne kiedyś musi się skończyć, a garażowanie zakończyło się bo robiło się coraz zimniej, przez co nieco zmarłam,wrr...
Pożegnaliśmy Panów i pognaliśmy piorunem przez błotną autostradę Żerniki, garaż Skuda i do dom.
Tak oto, dodając poranne pedałowanie, wyszło na dzień 9sierpnia 107km wyjeżdżone(:
Ps.Mam w końcu kask->czarny!
Ph:
mexico i Radiostacja
Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano:06.08.2011 Kategoria m, with friend(s), z Januszem:*
- DST: 12.28km
- Czas: 00:36
- VAVG 20.47km/h
- Sprzęt: Trixxi
- Aktywność: Jazda na rowerze
Rano szybkie odwiedziny w Wójtowej Wsi i...mexico!
Dzień przemijał w rytm melodii płyt :
~Jamie Woon-Mirrorwriting
i
~De Mono-No Stress
A wieczornym wieczorkiem,
jak obiecałam sobie po Masie, zmierzam na Radiostację nocą
i to nie sama:P
bo z panami Mikulczyc, baronem z Rokity oraz Skudim.
Kto wie ten wie, jaki magiczny i pozytywny nastrój tam jest...
Dzięki chłopaki za wesoły, pomexicowy after!:*
Dzień przemijał w rytm melodii płyt :
~Jamie Woon-Mirrorwriting
i
~De Mono-No Stress
A wieczornym wieczorkiem,
jak obiecałam sobie po Masie, zmierzam na Radiostację nocą
i to nie sama:P
bo z panami Mikulczyc, baronem z Rokity oraz Skudim.
Kto wie ten wie, jaki magiczny i pozytywny nastrój tam jest...
Dzięki chłopaki za wesoły, pomexicowy after!:*
Bon voyage dans la ville et GMKa (:
Piątek, 5 sierpnia 2011 | dodano:05.08.2011 Kategoria Masa, with friend(s), z Paulitem (:, z Januszem:*
- DST: 71.17km
- Czas: 04:19
- VAVG 16.49km/h
- Sprzęt: Trixxi
- Aktywność: Jazda na rowerze
Zapowiadał się na piątek bardzo napięty grafik i rzeczywiście tak było. Po pierwsze, etat do południa u mamy w gabinecie, następnie jeżdżenie z dokumentami po centrum. W międzyczasie komórka odmówiła posłuszeństwa, bo połowa klawiszy (i to akurat tych najważniejszych) nie spełniała swych zadań, więc w te pędy do domu wybłagać brachola o telefon(: mój urok podziałał - merci Paul - i bogatsza o sprawną komórkę dałam cynk Rychowi do startu na sklepy rowerowe, bo chłop miał falę i się zaopatrzył w różne różności:P
Nagle zbliża się 17.00 na zegarze, także szybkim tempem po Pawełka. Punkt 17.30 na plac Krakowski, gdyż pierwszy piątek miesiąca oznacza...Gliwicką Masę Krytyczną. Piękna pogoda panuje na masie bo Ojciec Dyrektor zarezerwował wobec tego zebrała się masa ludzi, czyli ok.110 rowerzystów! Trasa inna przez to i ciekawa m.in.wokół mojej ulubionej Gliwickiej Wieży Eiffla która sprawia uśmiech na mej twarzy.
Nie deprawując brata, odprowadziłam go po masie do domu, także bezstresowo i szybkim tempem za autobusami w aerotunelu popędziłam - w stronę wiadomą - na afterowe ognisko(: Również i tam zrobiło się tłumnie, zabawnie, dyskusyjnie czyli cały urok wieczornych pierwszych piątków. Jednak robiło się coraz ciemniej i coraz to więcej komarzyc lądujących na Jankowych plecach kończyło swój żywot 'plaskaczem'...Doszliśmy do wniosku iż 'Zrywamy się' stamtąd.
Pamiriada zatem pognała przez Sośnicę, 3maja-by oddać Aniki zgubę (czyli prowiant na sobotnie góry), na Mikule, przerwa pod Żabką po coś mokrego, na Leśną i błotną autostradą (gdzie uśmiałam się z komentarzy Serafina, co utrudniało mi utrzymanie się cało na trasie:P ) aż do Szałszy, a dokładnie na wjeździe do ul.Tarnogórskiej obmyślając dalszy plan trasy. Niestety wybiła godzina 23.30 a w głowie alert 'Jutro czeka cię mexico' tak więc ze Skudem pożegnaliśmy resztę Pamiriady (w alfabetycznym szyku: Daniel, Goofy, Janek, Piernik i Serafin) i pognaliśmy na
Żerniki-Myśliwska-św.Wojciecha-Toszecka-Home!
Żałując brak odwiedzin Radiostacji nocą, zmierzam do łóżka z myślą iż w sobotni wieczór nadrobię tą nieobecność.
I rezerwuję piękne, gwieździste niebo...OO Tak!(:
Nagle zbliża się 17.00 na zegarze, także szybkim tempem po Pawełka. Punkt 17.30 na plac Krakowski, gdyż pierwszy piątek miesiąca oznacza...Gliwicką Masę Krytyczną. Piękna pogoda panuje na masie bo Ojciec Dyrektor zarezerwował wobec tego zebrała się masa ludzi, czyli ok.110 rowerzystów! Trasa inna przez to i ciekawa m.in.wokół mojej ulubionej Gliwickiej Wieży Eiffla która sprawia uśmiech na mej twarzy.
Nie deprawując brata, odprowadziłam go po masie do domu, także bezstresowo i szybkim tempem za autobusami w aerotunelu popędziłam - w stronę wiadomą - na afterowe ognisko(: Również i tam zrobiło się tłumnie, zabawnie, dyskusyjnie czyli cały urok wieczornych pierwszych piątków. Jednak robiło się coraz ciemniej i coraz to więcej komarzyc lądujących na Jankowych plecach kończyło swój żywot 'plaskaczem'...Doszliśmy do wniosku iż 'Zrywamy się' stamtąd.
Pamiriada zatem pognała przez Sośnicę, 3maja-by oddać Aniki zgubę (czyli prowiant na sobotnie góry), na Mikule, przerwa pod Żabką po coś mokrego, na Leśną i błotną autostradą (gdzie uśmiałam się z komentarzy Serafina, co utrudniało mi utrzymanie się cało na trasie:P ) aż do Szałszy, a dokładnie na wjeździe do ul.Tarnogórskiej obmyślając dalszy plan trasy. Niestety wybiła godzina 23.30 a w głowie alert 'Jutro czeka cię mexico' tak więc ze Skudem pożegnaliśmy resztę Pamiriady (w alfabetycznym szyku: Daniel, Goofy, Janek, Piernik i Serafin) i pognaliśmy na
Żerniki-Myśliwska-św.Wojciecha-Toszecka-Home!
Żałując brak odwiedzin Radiostacji nocą, zmierzam do łóżka z myślą iż w sobotni wieczór nadrobię tą nieobecność.
I rezerwuję piękne, gwieździste niebo...OO Tak!(: